piątek, 30 października 2009

Meli, z mierzy ...

SCENA XIV. Dulska brutalnie wypędza Hankę i Tadrachową. Praczka kłania się z pokorą, Hanka mierzy gospodynię wzrokiem pełnym nienawiści. Dulska z jękiem pada na kanapę. Juliasiewiczowa, oczekując wdzięczności ze strony ciotki, znów zagaduje ją o wynajęcie mieszkania, ale Dulska z rozbrajającą szczerością odmawia, tłumacząc, że teraz musi sobie odbić to, co jej wydarli. Całkowicie odzyskuje pewność siebie, popędza Zbyszka, by szedł do biura, wzywa Melę, by ćwiczyła gamy, każe Hesi pościerać kurze w salonie. Sytuacja przypomina tę z początku pierwszego aktu. Tylko przez drzwi do przedpokoju widać Hankę i Tadrachową, z wysiłkiem wynoszące kuferek z kuchni. Mela z niepokojem dopomina się wyjaśnień. Nic nie rozumie – według słów ciotki wszystko było na najlepszej drodze. Hanka żegna się jedynie z nią, po czym wychodzi. Mela usiłuje przywołać Zbyszka; podbiega do okna i obserwuje zapłakaną służącą brnącą w śniegu. Hesia wyśmiewa rozpacz siostry, cynicznie komentując zakończenie historii: Ona wzięła tysiąc koron i pójdzie za swego finanzwacha. Jej pogardliwy śmiech odnosi się do Meli, ale w zestawieniu z obrazem brnącej w śniegu ciężarnej Hanki brzmi złowrogo i wcale nie śmiesznie.