Ale ci ludzie i ci bohaterowie literaccy nie prezentowali postaw samobójczych — gdyby nie dramatyczna sytuacja, gdyby nie perspektywa hańby, niewoli, nie lęk przed wydaniem towarzyszy. idea samobójstwa byłaby im prawdopodobnie zupełnie obca. W literaturze często samobójstwa bohaterów, którzy mieli czegoś dokonać dla ojczyzny, okazywały się osobliwie „niedopełnione", stanowiły tylko element ich biografii, nie miały być jej zamknięciem. Stawali na progu śmierci jedynie po to, by — jak Kordian, jak Irydion — później tym mocniej podjąć nowe życie, przemienić się, narodzić się od nowa. Czasem byli po latach wskrzeszani przez autorów — jak Gustaw-Konrad czy hrabia Henryk, który miał się odrodzić w planowanej przez Krasińskiego dalszej części Nie-Boskiej komedii. Zycie, śmierć, a nawet ewentualne wskrzeszenie bohaterów literackich zostało całkowicie podporządkowane patriotycznym potrzebom i ideałom. Toteż tylko ze współczuciem lub pogardą przedstawiano tych, których — w wierszach E. Wasilewskiego, G. Zielińskiego, R. Zmorskiego — rozpacz pchnęła do samobójstwa. L. Siemieński w przedmowie do polskiego wydania Chattertona (1861) A. de Vigny pisał wręcz o „winie i „hańbie" samobójstwa, a Słowacki w tzw. Dialogu troistym (ok. 1845— 1847) samobójstwu jako „prawdziwemu grzechowi ducha" przeciwstawiał ideał „ciągłej ofiary". Myśl o ofierze, o indywidualnym złożeniu życia ojczyźnie, żywa była i wciąż dyskutowana od czasu wypraw do Polski w 1. 30-tych emisariuszy, podejmujących wielkie ryzyko śmierci męczeńskiej. Zostali po wielekroć utrwaleni w literaturze; to oni stanowili najświetniejszy wzór dla słów Słowackiego: „A kiedy trzeba — na śmierć idą po kolei, I Jak kamienie, przez Boga rzucane na szaniec".